Jak chińskim samochodom elektrycznym udaje się być tak tanim
Chińscy producenci samochodów wymyślili kolejny sposób na obejście zasad gry na światowym rynku. Obecnie masowo eksportują oni zupełnie nowe samochody elektryczne, ale formalnie rejestrują je jako używane, aby zmniejszyć obciążenia podatkowe i zwiększyć konkurencyjność. Takie „szare” podejście pozwala uniknąć płacenia prawie 40% podatków, które zazwyczaj są wliczone w cenę nowego samochodu.
Mechanizm jest prosty: samochody elektryczne otrzymują status „używanych”, chociaż ich przebieg często nie przekracza kilku kilometrów. Otwiera to drogę do obejścia państwowych ograniczeń dotyczących eksportu nowych samochodów, które w Chinach pozostają dość surowe.
Skala tego procederu jest imponująca. Jeśli w 2021 roku w ten sposób wywieziono z Chin około 15 tysięcy samochodów, to już w 2024 roku będzie to ponad 440 tysięcy. To trzydziestokrotny wzrost w ciągu trzech lat. Obecnie około 80% tak zwanego „eksportu używanych samochodów” to w rzeczywistości nowe samochody, tylko z innymi dokumentami. Eksperci prognozują, że już w 2025 roku wskaźnik ten przekroczy pół miliona sztuk.
Analitycy wyjaśniają: około jedna trzecia wartości samochodu to koszt produkcji, kolejne 40% to podatki, a reszta to logistyka, marketing, rozwój i marża dealerska. Dlatego chęć chińskich marek do zminimalizowania obciążeń podatkowych jest całkowicie zrozumiała — w globalnej wojnie cenowej jest to kwestia przetrwania.
Wśród najbardziej aktywnych eksporterów znajduje się gigant BYD, który od dawna nadaje ton na światowym rynku samochodów elektrycznych. Jego modele, w szczególności BYD Han EV, można dziś spotkać na drogach kilkudziesięciu krajów, w tym Ukrainy.
Chociaż oficjalnie samochody te są uważane za „używane”, dla większości nabywców są one w rzeczywistości nowe — po prostu z chińską sztuczką w dokumentach.
